Weekendowy dobry nastrój inwestorów zniknął w nocy z niedzieli na poniedziałek. Odwoływane loty międzynarodowe uświadomiły inwestorom jak istotnym czynnikiem w inwestowaniu może być sama natura.

Nadchodzący huragan Sandy sparaliżował wschodnie wybrzeże Stanów i cieniem pokrył atmosferę na międzynarodowych rynkach finansowych. 1.1 mln uczniów w okolicach NYC nie poszło wczoraj do szkół i to był jedyna „pozytywna” wiadomość (choć kadra nauczycielska ma pewnie inną opinię). W poniedziałek zamknięto większość amerykańskich parkietów, część firm wstrzymała się z publikacją kwartalnych danych, Citibank i Goldman Sachs zarządził „home office” dla pracowników, a akcje firm ubezpieczeniowych spadały z godziny na godzinę.

Strach przed Sandy sprowadził większość indeksów czerwone terytoria. DAX spadł o -0.37%, CAC40 o -0.82%, a FTSE100 o -0.20. Relatywnie spokojnie zachowywali się inwestorzy na rynku walutowym. EURUSD cały czas walczy z oporem na poziomie 1.29, kończąc rynek europejski dokładnie na tym poziomie.

Na ocenę faktycznego wpływu huraganu na amerykańską ekonomię poczekamy do momentu zakończenia kataklizmu, ale już teraz pojawiają się plotki, jakoby miał on być dodatkowym czynnikiem zwiększającym prawdopodobieństwo dalszego luzowania polityki monetarnej przez FED.

Dzisiejszy kalendarz ekonomiczny to przede wszystkim dane dotyczące nastrojów europejskich przedsiębiorców i konsumentów oraz dane z niemieckiego rynku pracy… no i oczywiście ciąg dalszy thrillera o imieniu Sandy.

Maciej Jędrzejak