Trudno dziś liczyć na wzrosty na giełdach. Z jednej strony mamy huragan, paraliżujący sporą część Stanów Zjednoczonych, z drugiej zaś nieustające problemy europejskie. Optymizmu ani śladu.

Serwisy pełne są spekulacji na temat rozmiarów ewentualnych strat, jakie może spowodować Sandy. Szacunki meteorologów wskazują, że sytuacja może być poważna. Moody's ocenia je na 10 mld dolarów dziennie, ale bagatelizuje wpływ skutków huraganu na gospodarkę. Pozostałe prognozy są rozbieżne i mieszczą się w przedziale od kilku do 100 mld dolarów. Najbardziej niszczycielski w ostatnich latach huragan Katrina spowodował w 2005 r. straty w wysokości 108 mld dolarów.
Z powodu odwołania handlu na Wall Street nie dowiedzieliśmy się, jak wielkie są obawy uczestników rynków finansowych. Nie dowiemy się tego także dziś, bowiem amerykańskie parkiety nadal będą zamknięte.

Europejscy inwestorzy niezbyt przejęli się huraganowym zagrożeniem, ale dziś może być bardziej nerwowo. Powodem obaw na naszym kontynencie były raczej problemy lokalne. Narasta przekonanie, że Grecja nie poradzi sobie z zadłużeniem w zakładanym terminie i konieczna będzie kolejna redukcja zobowiązań. Takie rozwiązania natrafiają na opór Niemiec. Niepokój widać było na giełdzie w Atenach, gdzie indeks stracił ponad 6 proc. Nastrojów nie poprawia sytuacja w Hiszpanii. Premier Mariano Rajoy potwierdził, że nie zamierza w najbliższym czasie prosić o międzynarodową pomoc. Tymczasem sprzedaż detaliczna zmniejszyła się we wrześniu o niemal 11 proc. O jakiejkolwiek poprawie sytuacji gospodarczej trudno więc nawet marzyć. Te czynniki będą wpływać na nastroje także dziś.

Nasz parkiet na tle zniżkujących w najgorszym momencie o ponad 1 proc. indeksów w Paryżu i spadającego o 0,8 proc. DAX-a, radził sobie wyjątkowo dobrze. Poradziłby sobie znacznie lepiej, gdyby nie dołujące o ponad 5 proc. akcje Telekomunikacji Polskiej. Mimo to WIG20 trzykrotnie w ciągu dnia na moment wychodził nad kreskę, a ostateczną zniżkę o 0,16 proc. można uznać za symboliczną. Tego, co będzie się działo w Warszawie dziś, nie sposób przewidzieć. Po sesjach względnej siły często przychodziło osłabienie. Walory telekomu osiągnęły już cenę docelową większości obniżonych w ostatnim czasie rekomendacji, powinny więc znaleźć twarde dno. Oczekiwana korekta prognoz wyników KGHM na ten rok, opublikowana tuż przed zakończeniem poniedziałkowych notowań, mogła nieco rozczarować. Analitycy spodziewali się, że prognozowany zysk netto wyniesie około 4,9 mld zł, tymczasem spółka przewiduje, że sięgnie on 4,7 mld zł. Różnica niewielka, ale w ostatnich minutach skala spadku kursu papierów KGHM zwiększyła się do 1 proc.

Na giełdach azjatyckich sytuacja była zmienna. Początkowo przeważały wzrosty, ale z czasem indeksy szły w dół. Ostatecznie Nikkei stracił 1 proc. Powodem był mocno rozczarowujący spadek produkcji przemysłowej o 4,1 proc. oraz sięgająca 0,9 proc. redukcja wydatków gospodarstw domowych. W obu przypadkach spodziewano się lepszych danych. Do akcji szybko przystąpił japoński bank centralny zwiększając środki przeznaczone na skup aktywów do 91 bln jenów. To jednak przeceny nie powstrzymało. W Szanghaju indeksy znajdowały się w pobliżu poniedziałkowego zamknięcia. W Hong Kongu spadek sięgał 0,7 proc., na Tajwanie mieliśmy 1,3 proc. wzrost. Podobne wahania miały miejsce na rynku kontraktów terminowych na amerykańskie i europejskie indeksy.

Roman Przasnyski