Piątkowa sesja na Giełdzie Papierów Wartościowych odbywała się w kontekście oczekiwania na wyniki kwartalne amerykańskich banków, które za sprawą przyspieszenia politycznego w Polsce splotło się z wystąpieniem premiera obiecującym nowe elementy w polityce gospodarczej.

Zarówno pierwsze, jak i drugie okazały się przysłowiowymi chmurami, z których deszczu było niewiele. W efekcie rynek w Warszawie skupił się raczej na kopiowaniu zachowania giełd otoczenia, na których emocji również brakowało.

W takim kontekście spadek WIG20 o 0,76 procent może wydawać się sprzecznym ze spokojnym przebiegiem sesji, ale naprawdę notowania sprowadziły się do porannej fali spadkowej i kilku godzin nieudanych prób skorygowania godzinnej słabości oraz równie nieudanych prób pogłębienia przeceny. Dlatego warto dzisiejsze notowania umieścić w szerszym kontekście, którym jest trzeci tydzień konsolidacji nad luką z połowy września.

W istocie od czasu, w którym WIG20 skokiem odpowiedział na trzecią rundę luzowania ilościowego w USA, jedynie ważnymi wydarzeniami było zawahanie byków na górnym ograniczeniu rocznej konsolidacji i słabość niedźwiedzi w rejonie 2350 pkt. W takiej perspektywie zakończony właśnie tydzień, który odebrał WIG20 1,5 procent, nie był nawet próbą skonfrontowania się z kluczowymi barierami technicznymi. W sumie pięć ostatnich sesji było niczym więcej niż oczekiwaniem na wyczerpanie ruchu bocznego, który dominuje nad rynkiem od zawahania popytu w rejonie 2425 pkt.

Już tylko ten fakt pozwala uznać spadkowy tydzień za niewiele wnoszący do obrazu rynku zawieszonego w dwóch konsolidacjach, z których ważniejszą pozostaje roczna, mrożąca rynek pomiędzy psychologicznymi poziomami 2400 i 2000 pkt. Zarówno w bliskiej, jak i szerszej perspektywie ograniczenie wahań rynku oznacza, iż oceny muszą być kreślone ostrożnie a każdy gracz podchodzący z szacunkiem do wykresu będzie zmuszony do przyjęcia postawy wyczekiwania.

Wydaje się, iż warunkiem minimum do choćby pogłębienia ruchu korygującego letnią hossę jest zejście WIG20 poniżej 2350 pkt. Na dziś rynek stale potrzebuje przeszło procentowego spadku indeksu, by osunąć się poniżej 2350 pkt. i jeszcze większego, by podaż zdołała przekonać większość, iż zaczyna się poważniejsza korekta letniego umocnienia. Przy stale spadającej zmienności, która liczona średnią dzienną zmianą indeksu z 14 dni osunęła się dziś w pobliże rocznych minimów, oznacza to również konieczność ożywienia się na rynku. Bez tego sukcesy podaży podobne do dzisiejszych będą słusznie przyjmowane ze należytym spokojem.

Adam Stańczak