A konkretnie oczekuje, iż w najbliższy weekend rząd premiera Mariano Rajoya oficjalnie otworzy furtkę do negocjacji ws. dodatkowej zewnętrznej pomocy finansowej.

Wczoraj rano zwracaliśmy uwagę, że taki ruch miałby sens biorąc pod uwagę presję rynku, który zacznie uwzględniać ryzyko dalszych obniżek ratingu (w środę zrobił do S&P, a za chwilę ocenę „śmieciową” może nadać Moody’s). Tylko, że wydaje się być wątpliwe, aby Hiszpanie rzeczywiście wykonali taki ruch już teraz – co innego po 21 października, kiedy będzie już po lokalnych wyborach w Galicji i kraju Basków. Czy jednak uda się podtrzymać rynkowe oczekiwania, aż do tego czasu?

Rynkowe plotki mają to do tego, że nieraz dość dobrze podgrzewają nastroje. Brak bardziej nerwowej reakcji po decyzji S&P o obniżeniu ratingu Hiszpanii do „BBB-„ w środę – wczoraj Włosi mieli dość udany przetarg 3-letnich obligacji za 6 mld EUR, a rentowności hiszpańskich obligacji po krótkim wzroście wróciły w kolejnych godzinach do wcześniejszych poziomów – wymusił spekulacje, co może stać za taką reakcją rynku. Warto jednak uwzględnić kilka rzeczy. Wprawdzie w ostatnich dniach szef Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego, Klaus Regling przyznał, że ESM posiada już zdolność operacyjną (chociaż tylko na 200 mld EUR), to nie oznacza, to, że ESM i ECB natychmiast przystąpią do stabilizowania hiszpańskiego rynku długu, kiedy napłynie oficjalna prośba od Hiszpanów.

Warunki są jasne – kraj musi wypełnić określone kryteria, które dają gwarancję, że proces reform będzie skuteczny (w tym względzie rząd Rajoya musi nadrobić wiele rzeczy, a zatem proces negocjacji może się ciągnąć kilka(naście) tygodni i mogą nie być one łatwe). Po drugie nie jest do końca jasne, czy ESM rzeczywiście będzie miał możliwość udzielenia bezpośredniego wsparcia hiszpańskiemu sektorowi bankowemu – przeciwko takiemu pomysłowi oponowały ostatnio Niemcy, Holandia i Finlandia – a to na pewno odciążyłoby w dużym stopniu hiszpański budżet.

Wreszcie po trzecie – pytanie, czy Hiszpania nie będzie zwyczajnie potrzebować (i w jakiej kwocie) pieniędzy na bieżącą obsługę długu, czyli klasycznej pożyczki, którą otrzymały do tej pory Grecja, Irlandia i Portugalia. A przy tej ostatniej kwestii kluczowa będzie zgoda niemieckiego Bundestagu, o którą może nie być łatwo – dlatego też rynek od jakiegoś czasu spekuluje, że Angela Merkel wolałaby przeprowadzić jedno głosowanie dotyczące wsparcia Hiszpanii, Grecji, Cypru, oraz być może także Słowenii. A to może cały proces odsunąć w czasie. Sytuacja może też skomplikować się przez Grecję – dzisiejsza prasa sporo pisze o wczorajszych cierpkich słowach niemieckiego ministra finansów wobec szefowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego, która w ostatnich dniach wielokrotnie powtarzała, iż Grekom należy dać więcej czasu na reformy, co wiązałoby się z kolejną restrukturyzacją długu. MFW proponuje, zatem wydawać się było logiczne rozwiązanie (bo dodatkowe 13-20 mld EUR na Grecję – w zależności od szacunków – skądś trzeba będzie wyasygnować), jednak w obecnej sytuacji prowadzi tylko do kolejnych spięć wśród europejskich polityków. Zwłaszcza, że MFW zdaje się uzależniać wspomniany „haircut” od wypłaty kolejnej transzy pomocy finansowej, co powinno mieć miejsce najpóźniej w połowie listopada.

Reasumując – samo oficjalne otwarcie negocjacji pomocowych Hiszpanii z międzynarodowymi instytucjami byłoby pozytywnym faktem – zwłaszcza, że premier Rajoy ma wciąż nie tak złą pozycję negocjacyjną – ale nie będzie aż tak mocnym impulsem dla rynku, jak niektórzy mogliby oczekiwać. Wydaje się też mało prawdopodobne, aby doszło do tego w najbliższy weekend. Niemniej Hiszpanie mogą zapowiedzieć taki ruch w kuluarach szczytu Unii Europejskiej (18-19 października), a oficjalny wniosek złożyć po 21 października. Czy jednak rynki finansowe będą na tyle cierpliwe?

O wczorajszych danych nt. cotygodniowego bezrobocia wspominałem w popołudniowym komentarzu, zwracając uwagę, aby nie ulegać nadmiernemu optymizmowi. I faktycznie – rzecznik Departamentu Pracy USA przyznał, iż na spadek liczby wniosków mogła mieć wpływ zmiana sposobu liczenia danych przez jeden z największych stanów USA. Tym samym warto będzie obserwować odczyt w przyszły czwartek, bo może się okazać, że znów powrócimy w obszar powyżej 370 tys. wniosków. W każdym razie lepsze dane z rynku pracy pomagają w kampanii wyborczej – wczoraj mieliśmy debatę wiceprezydentów – obecnego i potencjalnego – Biden i Ryan zgodzili się, co do tego, iż celem jest sprowadzenie stopy bezrobocia poniżej 6 proc. To jednak tylko „polityczna nowomowa”…

Dzisiaj uwagę inwestorów przykują ponownie dane z USA – nie tylko w kontekście wyników banków JP Morgan i Wells Fargo, które zostaną opublikowane przed otwarciem sesji na Wall Street (prawdziwy wysyp publikacji zacznie się we wtorek i dopiero wtedy mogą one zacząć wyraźnie wpływać na rynki) – ale i też wstępnego odczytu nastrojów konsumenckich Uniwersytetu Michigan na połowę października. Oczekuje się spadku wskaźnika do 78 pkt. z 78,3 pkt. na koniec września. Tyle, że jeżeli dać wiarę ostatnim lepszym odczytom z rynku pracy, to nastroje powinny dalej się poprawiać... Poza tym rynek będzie też zwracał uwagę na Chiny. Dzisiaj rano na rynku znów pojawiła się plotka nt. możliwego cięcia poziomu rezerw obowiązkowych dla banków przez PBOC, ale rynek na to zbytnio nie reaguje (wystarczy spojrzeć na zachowanie AUD/USD), co można tłumaczyć tym, iż tego typu plotki pojawiają się ostatnio zbyt często (ostatnio było tak we wtorek). Z Chin o wiele istotniejsze mogą okazać się sobotnie dane nt. bilansu handlu zagranicznego za wrzesień (ostatnio dane te nie zachwycały, czy tak będzie i teraz?).

EUR/USD – Kwestia istotności poziomu 1,2940

W ostatnich komentarzach zwracałem uwagę, iż rynek może mieć trudności z wyraźnym złamaniem oporu 1,2940, a dolara powinny w kolejnych dniach wspierać m.in. zwłoka Hiszpanii w kwestii sformułowania oficjalnego wniosku o pomoc finansową, brak wspólnej wizji w kwestii rozwiązania kolejnego finansowego pata w Grecji, a także obawy związane ze słabszymi wynikami amerykańskich spółek za III kwartał, które mogą popsuć nastroje na Wall Street. Stało się jednak inaczej – rejon 1,2940 został nieznacznie naruszony już wczoraj wieczorem, ale dopiero dzisiaj rano na fali spekulacji nt. hiszpańskiego bailoutu wyszliśmy mocno w górę – nowy lokalny szczyt został ustanowiony na poziomie 1,2984. Rynek nie jest jednak aż tak silny na jaki wygląda – chociaż na tygodniowym wykresie BOSSA USD mamy sygnał, który może świadczyć jednak o słabości dolara w kolejnych dniach. Warto będzie, zatem obserwować to co wydarzy się w najbliższych godzinach. Zejście poniżej rejonu 1,2940 sprawi, iż oddali się perspektywa testowania rejonu 1,3000-1,3030, której prawdopodobieństwo ostatnio wzrosło.

Marek Rogalski