Seria lepszych od oczekiwań danych z USA w połączeniu ze słabszym dolarem przełożyła się na zwyżki cen akcji na świecie, ale w nowym tygodniu uwaga przesunie się z kondycji gospodarek na kondycję spółek.

Zakończony tydzień na rynkach akcji przyniósł serię lepszych od oczekiwań i obaw danych makro z USA. Poprawa atmosfery była na tyle czytelna, iż trudno znaleźć na świecie ważny indeks, który straciłby na wartości. Godnym odnotowania wyjątkiem były indeksy giełd japońskiej i koreańskiej, które zanotowały kosmetyczne straty. W sumie jednak giełdy szukały zwyżek, których częścią było wzywające do większej akceptacji ryzyka osłabienie dolara.

W nowym tygodniu rynkom dane będzie odpocząć od naprawdę ważnych danych makro. W istocie w kalendarzu trudno znaleźć raport, który można uznać za zdolny wywołać nawet drobne poruszenie i puste pole wypełnią raporty kwartalne spółek. Jak zawsze nieoficjalnym początkiem będzie raport spółki Alcoa, która po sesji wtorkowej wyśle wyniki na rynek. W trakcie kolejnych dni na plan pierwszy wybiją się raporty prestiżowych banków JP MorganChase oraz Wells Fargo i już teraz można założyć, że emocje rynku zostaną skoncentrowane w środę i w piątek.

Jak zawsze na progu sezonu wyników ważną częścią są oczekiwania. Tym razem poprzeczka postawiona jest bardzo nisko. Na bazie ostrzeżeń samych spółek i prognoz analityków gracze oczekują, iż w III kwartale - dla indeksu S&P500 – średni zysk wyniesie -2,6 procent. Inaczej rzecz ujmując rynek został przygotowany na to, że kwartał skończy się pierwszym od 2009 spadkiem zysków spółek. Już tylko ten fakt pozwala na tezę, że na rynku pojawia się przestrzeń do pozytywnych zaskoczeń, które połączone z konsolidacjami na giełdach akcji budują bazę pod dobre zachowanie indeksów.

W istocie bliska historia pokazuje, iż ostatnio analitycy dość konserwatywnie operowali nadziejami i można oczekiwać pozytywnych zaskoczeń. Uwzględniając jeszcze masę ostrzeżeń ze strony spółek trudno wyobrazić sobie, by sezon wyników kwartalnych mógł przynieść negatywne zaskoczenia, których poza kilkoma wyjątkami rynki nie uwzględniły w cenach. Sam fakt, iż zbliżający się sezon wyników określa się mianem najgorszego od czasów ostatniej recesji sprzyja scenariuszowi, w którym słabe raporty nie będą wywoływały przecen. Pytaniem otwartym pozostaje, czy po letniej hossie na giełdach jest przestrzeń do zwyżki nawet przy dobrze przebiegającym sezonie wyników.

Dlatego nie należy wykluczyć scenariusza, w którym sezon wyników nie przyniesie poważnych zmian a o obrazie rynku pod koniec października przesądzą zupełnie inne czynniki. Jednym z ważniejszym powinno być zbliżające się spotkanie indeksu S&P500 z maksimami wszech czasów. Na dziś S&P500 jest mniej niż 10 procent od szczytów z 2000 roku oraz 2007 roku. W efekcie potrzeba naprawdę mocnych impulsów, by zwyżka od początku 2012 roku o przeszło 16 procent zmieniła się w zwyżkę o więcej niż 25 procent, bez której nie będzie znaczącego przesilenia w obrazie technicznym.

Niezależnie od tego, jak ułożą się raporty, już teraz można powiedzieć, że sezon wyników, nawet znacząco lepszy od oczekiwań, nie przyniesie impulsów zdolnych podnieść indeks S&P500 o blisko 100 punktów. Bykom nie będzie pomagała również amerykańska scena polityczna, która skoncentrowana jest na finale kampanii prezydenckiej. W efekcie na początku listopada niezależnie od tego, kto zostanie prezydentem, rynki będą musiały skonfrontować się z nierozwiązanym problemem tzw. fiscal cliff, który jest zdolny wpędzić gospodarkę amerykańską w dwa kwartały recesji.

Adam Stańczak, Analityk DM BOŚ SA