Twierdzenie, iż strefa euro mogłaby skutecznie zarządzać greckim ryzykiem, kiedy scenariusz Grexitu zacząłby się materializować, wciąż wydaje się pozostawać dyplomatyczną „nowomową”…

W mijającym tygodniu inspektorzy Troiki ponownie przyjechali do Aten, aby zebrać ostateczne informacje przed sporządzeniem oficjalnego raportu nt. postępów w reformach, jakie uczyniły na przestrzeni ostatnich miesięcy tamtejsze władze. Wnioski, które mogą znaleźć się w opracowaniu, które zostanie przedstawione w całości dopiero 8 października – na posiedzeniu Eurogrupy, czyli ministrów finansów państw strefy euro – mogą być dla premiera Antonisa Samarasa i rządzącej koalicji Nowej Demokracji, PASOK i Demokratycznej Lewicy nie najlepsze. Wciąż wiele z zalecanych reform pozostaje takimi tylko na papierze, a greccy politycy nie są nawet w stanie przedstawić wiarygodnego programu oszczędności na kwotę 11,5 mld EUR – nieoficjalnie Troika zaakceptowała z tego tylko 6 mld EUR. A dyskutują nad nim już od kilku tygodni. To nie stawia Greków w najlepszym świetle, zwłaszcza, że tamtejszy premier zabiega o dodatkowy czas na wypełnienie ostrych kryteriów narzuconych przez społeczność międzynarodową.

Trzeba sobie powiedzieć jasno, że europejscy politycy nie mają spójnej wizji, jak należy dalej postępować z Grecją. Z informacji, jakie napływały w piątek po spotkaniu Ecofin (ministrów finansów Unii Europejskiej) wynikało, iż przeważa opinia, iż Grekom należy się dodatkowy czas. Bo i faktycznie, nikt przy zdrowych zmysłach nie liczy już chyba na to, że uda się wypełnić wyśrubowane kryteria, skoro recesja jest znacznie głębsza niż zakładano. Tyle, że wraz z dodatkowym czasem europejscy politycy zapewniają, że żadnego dodatkowego euro Grecji już nie przekażą, w które to zapewnienia trudno jest uwierzyć. Z arytmetyki wynika, że dodatkowy czas dla Aten jest w zasadzie równoznaczny z koniecznością uruchomienia za jakiś czas trzeciego bailoutu na kwotę 20-30 mld EUR, chyba, że Grecy zaczną wyprzedawać swój majątek, albo międzynarodowi wierzyciele zgodzą się na kolejne „strzyżenie”. Europejski Bank Centralny już zapowiedział, iż w tym przypadku chciałby podtrzymać swoją uprzywilejowaną pozycję, która pozwala mu nie brać udziału w tej operacji.

Grecja stoi, zatem pod ścianą, bo zaleceń inspektorów Troiki (mówi się o masowych zwolnieniach w sektorze publicznym, oraz podniesieniu wieku emerytalnego) grecki rząd nie będzie już w stanie wdrożyć. Tym samym to, czy Grecy dostaną w październiku 31 mld EUR pomocy z drugiego pakietu pomocowego, będzie decyzją czysto polityczną. Będzie ona wynikać z chłodnych kalkulacji, na ile można będzie sobie pozwolić na zainicjowanie procesu wyjścia ze strefy euro (chociaż takowy formalnie nie istnieje). Nie oczekujmy jednak, iż inwestorzy są na tyle głusi i ślepi, że tych zagrożeń nie dostrzegają, emocjonując się tylko działaniami ECB i FED.
Tekst jest fragmentem tygodniowego raportu DM BOŚ z rynków zagranicznych.

Marek Rogalski