W wigilię przemówienia Bena Bernanke w Jackson Hole miało być spokojnie. Inwestorzy z zapartym tchem mieli wstrzymywać się z decyzjami do czasu rozpoczęcia o godz. 16 polskiego czasu już niemal sławnej przemowy na sympozjum bankierów centralnych. Nerwy jednak nie wytrzymały i już dzień wcześniej rozpoczęła się przecena. Na GPW było spokojniej niż na Zachodzie, ale bez strat również się nie obyło.

Lepsze zachowanie krajowego rynku było o tyle interesujące, że miało miejsce w dniu publikacji długo wyczekiwanych danych o zmianie polskiego PKB w II kw. Owe dane były bardzo złe. Rzadko zdarza się, że ten odczyt tak znacznie mija się z oczekiwaniami. Zamiast spodziewanej dynamiki o 2,9% r/r, opublikowano bowiem wzrost zaledwie o 2,4%. Obserwujemy więc szybkie spowolnienie przy mocno spadających inwestycjach i słabnącym popycie wewnętrznym.

Sama kompozycja PKB była bardzo słaba i sprawia, że Rada Polityki Pieniężnej ma teraz poważny problem, bo w czasie tego słabego kwartału podwyższyła stopy. Po tym odczycie konsensus rynkowy może przesunąć termin spodziewanej obniżki stóp z początku przyszłego roku na koniec obecnego. Ponadto ośrodki analityczne zaczęły rewidować swoje prognozy odnośnie tegorocznego i przyszłorocznego wzrostu krajowego PKB. Zrobiły to już JP Morgan oraz Nomura. Rynek akcyjny na słabe dane również zareagował, ale spadek był niewielki i chwilowy. Tradycji zatem stało się zadość, że lokalne publikacje większego wpływu na giełdowe indeksy nie mają, nawet przy takim rozczarowaniu.

Dla giełdowych notowań nie liczyły się również dane z USA, a to dlatego, że publikacje o wydatkach i dochodach Amerykanów idealnie wpisały w oczekiwania, które do niskich wcale nie należały. Wzrost wydatków był bowiem największy od 5 miesięcy i będąc wyższym od dochodów spowodował spadek stopy oszczędności za oceanem. Ilość wniosków o zasiłek dla bezrobotnych pozostała bez mian, a dane za miniony tydzień zrewidowano w górę, co było nie pomyśli rynkowym oczekiwanym, ale różnica o 4 tys. była kosmetyką, która na inwestorach nie zrobiła specjalnego wrażenia. To co wrażenie musiało zrobić, to spadek amerykańskiego indeksu S&P500 poniżej psychologicznego poziomu 1400 pkt, co popołudniem doprowadziło do minipaniki, która szczególnie była widoczna na zniżkującym o niemalże 2% DAX’sie.

Niektóre wytłumaczenia tych spadków mogły dziwić, gdyż powoływano się na słabe dane o sprzedaży detalicznej w Japonii czy wzrost bezrobotnych w Niemczech o 9 tys. wobec oczekiwanych 8 tys. To jednak nie były prawdziwe powody wyprzedaży, której początki sięgają jeszcze dnia wczorajszego, kiedy o godz. 20:00 polskiego czasu opublikowana została Beżowa Księga Fed opisująca stan gospodarki USA przed najbliższym posiedzeniem Komitetu Otwartego Rynku.

Otóż zasygnalizowała ona, że w lipcu i na początku sierpnia gospodarka USA kontynuowała stopniowy wzrost, zawdzięczany przede wszystkim sprzedaży detalicznej, w tym sprzedaży samochodów, która poprawiła się w większości dystryktów. Co prawda gorzej było na polu produkcji przemysłowej, która w wielu regionach kraju słabła, ale zatrudnienie pozostawało stabilne lub powoli rosło, co oznacza że nieco zmalały szanse na QE3. Właśnie dlatego już podczas sesji azjatyckiej nastroje były słabe i tylko na chwilę ustabilizowały się podczas przedpołudnia w Europie. Wygląda na to, że jutro Ben Bernanke może wstrzymać się przed sugestią kolejnego QE, co inwestorzy wyceniali już dzisiaj.

Łukasz Bugaj