Spełnianie oczekiwań inwestorów jest groźne dla rynków ze względu na nieuniknioną realizację zysków. Lepiej - jak się okazuje - jest składać obietnice, pełniące rolę marchewki na kiju.

Napływające dane makro są tak marnej jakości, że wielu obserwatorów rynków akcji ma ochotę krzyknąć "król jest nagi" - wzrosty nie mające uzasadnienia w fundamentach muszą się załamać. Problem w tym, że wszyscy to widzą, a indeksy po staremu żywią się strachem, a im jest on większy, tym szybciej rosną.

Dziś pretekstów, a właściwie powodów do sprzedaży akcji dostarczyły dane z Włoch (spadek produkcji przemysłowej o 8,2 proc. r/r i PKB o 2,5 proc. r/r) i Niemiec (spadek zamówień w przemyśle o 7,8 proc.). Dla przypomnienia – mówimy o pierwszej i trzeciej gospodarce strefy euro. Zza tych publikacji recesja uśmiecha się pełną gębą, bo wie, że szybko nie da się jej wykorzenić żadnymi sztuczkami banków centralnych.

Ale inwestorzy, jeśli się przestraszyli, to tylko na moment. Krótko po południu indeksy znów się wspinały - krótko po 17:00 DAX zyskiwał już 0,7 proc., a CAC40 1,4 proc. Co ciekawe, FTSE rósł w tym czasie o niepewne 0,1 proc., choć to brytyjskie dane - jako jedyne - okazały się lepsze od oczekiwań ekonomistów, patrzących w przyszłość raczej pesymistycznie (produkcja przemysłowa spadła o 4,3 proc. r/r wobec zakładanych 5,9 proc.).

Naturalnie przypadku w tym nie ma. Podobnie jak w tym, że po czwartkowej decyzji ECB nie doszło do zakładanej realizacji zysków. Mario Draghi okazał się sprytniejszy od rynków, ponieważ - nie pierwszy już raz - nie podąża wytartymi schematami. Zamiast spełnić swą obietnicę sprzed niespełna dwóch tygodni ("wszystko co konieczne" dla ratunku strefy euro), obiecał jeszcze raz to samo. I to rynkom wystarczyło. Osiołek nie dostał marchewki, ale poszedł za nią dalej. Jak daleko jeszcze pójdzie?

DAX maszeruje wprost ku marcowym szczytom i wygląda na to, że właśnie one są jego celem. Nas bardziej obchodzi WIG20, który dopiero zbliża się do szczytu z lipca. Ale pamiętajmy, że WIG20 jest cyklicznie "osłabiany" wypłatą dywidend. Gdyby nie one, lipcowy szczyt miałby już za sobą. We wtorek zyskał 0,3 proc., co na tle Paryża czy Frankfurtu jest słabym wynikiem, ale biorąc pod uwagę okoliczności (groźby spowolnienia w gospodarce, nawet jeśli nie działają chwilowo na inwestorów, to z pewnością oddziałują na konsumentów i przedsiębiorców), każda zwyżka jest sukcesem. Wzrost oparł się właściwie na akcjach PKO BP (2,2 proc.), któremu sekundowały TVN (3,5 proc.) i Handlowy (1,5 proc.).

Reszta blue chips raczej uczestniczyła w sesji niż kształtowała jej wynik. Obroty też są zresztą wakacyjne (427 mln PLN dla WIG20 przed końcowym fixingiem), więc nie należy przywiązywać większej wagi do dzisiejszego wyniku notowań. Ale już do stylu ewentualnego pokonania szczytu z lipca (wyjście ponad 2300 pkt byłoby bardzo przekonujące) już owszem. Dlatego nawet z nadmorskich kurortów warto sprawdzić, czy sprytna polityka obietnic sprawdza się na rynkach równie dobrze, co w demokracji.

Emil Szweda