Choć ostatnie publikacje makroekonomiczne seryjnie rozczarowują i serwują coraz bardziej złowieszcze perspektywy, rynki akcji eksplodują optymizmem w dniach, kiedy ważą się losy Europy.

Czwartkowe i piątkowe zwyżki w Europie były na tyle silne, że sytuacja techniczna zmieniła się o 180 stopni, by wspomnieć tylko o madryckim Ibeksie, który od czwartkowego południa podskoczył już o 10 proc. Koincydencja zwyżek na kontynencie (ale również poza nim) z wypowiedziami Mario Draghiego, który zapowiedział, że zrobi wszystko co możliwe dla przetrwania wspólnej waluty, jest oczywista. Dzięki m.in. tym zapewnieniom na koniec piątkowej sesji S&P znalazł się na najwyższym poziomie od początków maja, CAC40 jest najwyżej od kwietnia, a FTSE i DAX mogą do nich dołączyć dziś, jeśli uporają się ze szczytami sprzed tygodnia.

W weekend media nakręciły sprawę. Draghi spotykał się i z szefem Bundesbanku i z amerykańskim sekretarzem stanu. Czołowi politycy Europy mocno wspierali go w swoich komentarzach. Wygląda na to, że nikt nie ma wątpliwości, że w tym tygodniu - a najlepiej 2 sierpnia po posiedzeniu ECB - rozpocznie się nowa akcja banku centralnego. Najczęściej typuje się skup obligacji Hiszpanii nowych emisji, co pomogłoby utrzymać koszty jej długu na poziomie wystarczająco niskim, by kraj przetrwał trudne chwile.

Sądzę jednak, że nie może tu chodzić tylko o to. Perspektywy gospodarcze naprawdę rysują się w czarnych barwach, a rynki rosną od początku czerwca, albo przynajmniej nie poddają się spadkom. Inwestorzy już wcześniej musieli liczyć na inicjatywę Draghiego, ponieważ banki centralne są ostatnią instancją zdolną do zapanowania nad rodzącym się chaosem. Jego wystąpienie było więc przez wielu oczekiwane, więc trudno uznać je za niespodziankę. Mimo to indeksy zareagowały tak, jakby ktoś powiedział inwestorom, że Europa w przyszłym roku wejdzie na ścieżkę szybkiego wzrostu gospodarczego. Rynki zdają się świętować nadejście momentum, którego absolutnie nie widać jeszcze w danych gospodarczych.

Najświeższe przykłady pochodzą z Azji. Produkcja przemysłowa w Japonii spadła o 2 proc. r/r, choć oczekiwano wzrostu o 0,2 proc. Zaskoczenie jest więc spore, mimo to Nikkei dowiózł 0,8 proc. zwyżkę do końca notowań. W takim samym stosunku wzmocnił się też Kospi, choć inwestorów musiał zaniepokoić głębszy niż oczekiwano indeks nastroju przedsiębiorców. Ale już indeks giełdy w Szanghaju spadł o 0,5 proc., a ten przeznaczony dla inwestorów zagranicznych aż o 6,5 proc., do najniższego od dwóch lat poziomu. Inwestorzy w Chinach uginają się pod presją słabych wyników kwartalnych publikowanych przez lokalne przedsiębiorstwa, których dręczy wzrost kosztów pracy i energii przy słabszym popycie na świecie.

Mimo to, nastroje w Europie będą dobre na otwarciu. Ile uda się dowieźć zwyżki do końca dnia - nie zakładam się. Wątpliwości co do skutków przyszłych działań ECB są nie mniejsze niż co do perspektyw gospodarczych. Choć to posiedzenie ECB będzie gwoździem tygodniowego programu, nie można zapomnieć o środowej publikacji PMI dla sektora produkcji (inwestorzy są już przygotowani na złe wieści, które przekazały im wstępne odczyty tych indeksów), ani o piątkowych danych z amerykańskiego rynku pracy.

Emil Szweda