Poranne nastroje nie były najlepsze i wskazywały na kontynuację korekty rozpoczętej wczoraj po południu. Jeszcze przed sesją najsłynniejsza niezależna agencja ratingowa Egan-Jones (niezależna – bo to nabywcy płacą za wykonane ratingi długu, a nie emitenci tegoż długu) zmniejszyła rating Włoch do poziomu śmieciowego CCC.

Mimo to Europa dreptała raczej w miejscu w pierwszych godzinach sesji z niewielkim minusem w pewnych tylko chwilach. WIG20 do południa zanotował najniższą wartość z tego dnia – 2110 pkt. czyli zaledwie 8 pkt. poniżej wczorajszego zamknięcia. Panował więc marazm.

Wszystko zmieniło się dosyć nieoczekiwanie po 12:00. Rynki ruszyły nagle zdecydowanie w górę, a wielu inwestorów nie wiedziało właściwie dlaczego. Jak się okazało wystąpił szef EBC – Mario Draghi, który powiedział, że EBC zrobi wszystko co w jego mocy i co jest konieczne do przetrwania wspólnej waluty. Dodał, że rozwiązanie problemu wysokich rentowności obligacji rządowych mieści się w mandacie EBC.

To mocne słowa, których właściwie nikt się nie spodziewał, gdyż rozważania o tym, co wolno EBC trwają od dłuższego czasu, od wielu miesiecy. Wydaje się, że bank centralny nie może kupować długu państw, ale z drugiej strony jego mandatem jest stanie na straży stabilności systemu pieniężnego. Ta słowna interwencja skierowana była prawdopodobnie przeciw spekulacji na bankructwo Hiszpanii. Słowa nic nie kosztują. Pamiętajmy, że Niemcy są przeciwni finansowaniu rozrzutności południa Europy. Ostatnio dołączyli do Finowie i Holendrzy.

Po tej wypowiedzi rentowności hiszpańskich 10-cio latek spadły gwałtownie z 7,36 do poniżej 7,00. Euro umocniło się do dolara, a giełdy poszybowały w górę. Paryski CAC40 zakończył sesję z 4 procentowym wzrostem! WIG20 wzrósł o prawie 2 procent, lecz w końcówce notowań doszło do realizacji zysków. Gdyby sesja trwała godzinę dłużej z pewnością nie była by tak duża, bo na zamknięciu znalazł się na minusie (-0,19%).

Witold Zajączkowski