Podczas wtorkowej sesji nasza waluta nie potrafiła oprzeć się rosnącej awersji do ryzyka i traciła na wartości. O ile przed 9 rano można było „okazyjnie” kupić złotego jeszcze poniżej poziomu 4,19, o tyle po godzinie 14 trzeba było zapłacić już ponad 4,21zł za jedno euro.

Aktualna sytuacja długu hiszpańskiego (utrzymujące się rekordowe rentowności powyżej poziomu 7,50%), a także gorsze dane z amerykańskiej gospodarki tylko przyspieszyły wyprzedaż ryzykownych aktywów, do których wciąż jest zaliczany polski zloty. Pomimo chwilowego umocnienia poniżej poziomu 4,20, po publikacji danych o indeksie Richmond FED z godziny 16.00 (-17 vs -1 expected) polski złoty ruszył na północ i utrzymał ten kierunek już do końca sesji, w szczytowym momencie dotykając nawet poziomu 4,22.

Dzisiejsze otwarcie, co prawda zaczyna się z nieco korzystniejszych poziomów (EURPLN 4,2065, USDPLN 3,4850), ale trudno jest mówić o jakichkolwiek sygnałach odwrócenia, czy choćby spowolnienia trendu spadkowego. EURUSD jest w silnym trendzie spadkowym (dwuletnie minimum na poziomie 1,2041), giełdy zarówno w Europie jak i w USA spadają (DAX-0,45%, CAC40-0,87%, SP500-0,90%, NASDAQ—0,94%), niepewność na rynku rośnie. Relatywnie mocne zachowanie naszego parkietu na tle całego rynku (WIG20+0,64%) niewiele zmienia w całkowitym obrazie obecnej sytuacji. Obniżka agencji Moody’s perspektyw europejskiego funduszu stabilności finansowej (EFSF) ze stabilnej do negatywnej, również rynkom nie pomaga.

Publikacja indeksu IFO (spodziewany spadek do najniższego poziomu od marca 2010), a także odczyt o sprzedaży nowych domów z USA (14.00), mogą rozbudzić emocje inwestorów w dniu dzisiejszym. O godzinie 11.45 odbędzie się konferencja prasowa jednego z członków ECB (Noyer) i choć nikt nie oczekuje ogłoszenia europejskiego „luzowania ilościowego” na tym etapie, inwestorzy będą słuchać wystąpienia z nadzieją na wskazówki dalszego rozwoju polityki monetarnej w UE.

Maciej Jędrzejak