W piątek nic nie zapowiadało na początku dnia, że inwestorów dopadnie zniechęcenie, które doprowadzi do zanegowania zeszłotygodniowych wzrostów na parkietach. Sygnał do odwrotu znów popłynął z Europy. Tym razem inwestorzy najbardziej zatroskali się o kondycję Hiszpanii.

WIG20 zakończył dzień spadkiem o 1,2 proc., przy obrotach, wynoszących 596,5 mln zł. Niemiecki DAX zniżkował o 1,9 proc., indeks DJ Euro Stoxx 50 spadł o 2,8 proc. Największe spadki odnotowano w Hiszpanii. Indeks tamtejszej giełdy zanurkował w piątek o 5,8 proc. Głównym powodem spadków była informacja o tym, że władze hiszpańskiego regionu Walencja będą ubiegać się o pomoc od władz centralnych, ponieważ istnieje spore ryzyko niedotrzymania zobowiązań finansowych. Walencja musi spłacić do końca tego roku prawie 2,9 mld euro długu.

W związku z tym rentowność hiszpańskich 10-letnich obligacji skoczyła powyżej 7,2 proc. Obecnie różnica między rentownością dziesięcioletnich obligacji hiszpańskich, a ich niemieckich odpowiedników wynosi już 591 pb. Taki poziom premii za ryzyko dla hiszpańskich obligacji jest już trudny do zaakceptowania dla tamtejszego rządu. Minister spraw zagranicznych Hiszpanii Jose Manuel Garcia Margallo skrytykował postępowanie ECB wobec kryzysu zadłużeniowego, wyrażając jednocześnie pogląd, że UE potrzebuje znacznie silniejszego wspólnego banku, który hamowałby działania spekulacyjne i zapobiegał słabości euro. W piątek w USA najbardziej tracił sektor bankowy. Spadały kursy akcji Bank of America, Citigroup, Goldman Sachs, JP Morgan Chase i Morgan Stanley. Wyniki kwartalne podawał General Electric i Microsoft. Mimo iż wyniki były zgodne lub lepsze od prognoz, reakcja na nie była ograniczona.

Negatywne europejskie nastroje natychmiast przełożyły się na zachowanie inwestorów na rynku amerykańskim. Dow Jones spadł o 0,9 proc., S&P500 o 1,0 proc., Nasdaq odnotował spadek o 1,4 proc. Oliwy do ognia dolał również Nouriel Roubini, czyli jeden z niewielu ekonomistów, któremu udało się przewidzieć krach z 208 roku. W artykule opublikowanym w dzienniku „Guardian”, Roubini polemizuje z opinią, że gospodarka USA jest bliska prężnego i trwałego odbicia. Czynnikiem hamującym wydatki osób prywatnych i firm będzie niepewność odnośnie tego kto zostanie nowym prezydentem USA, jak wysokie będą podatki i wydatki państwa za jego rządów. Ekonomista zwraca uwagę, że w 2013 roku w gospodarce amerykańskiej wyczerpią się dwa mechanizmy wspomagania konsumpcji: obniżki podatków i rządowe programy socjalne, które obciążyły finanse publiczne dodatkowym długiem. Roubini twierdzi również, że kolejna runda luzowania ilościowego nie przyniesie efektu, ponieważ długookresowe stopy procentowe już teraz są niskie, a dalsza ich obniżka nie pobudzi wydatków.

Dzisiejsze kalendarium świeci pustkami. Przed rozpoczęciem sesji nastroje nadal nie są najlepsze. Kontrakt na S&P500 spada o 0,6 proc., japoński Nikkei spadł prawie o 2,0 proc., kurs EUR/USD zniżkuje o 0,5 proc. Dziś poznamy wyniki kwartalne Halliburton, McDonald's, Philips Electronics i Texas Instruments.

Eliza Dąbrowska