Wygląda na to, że część inwestorów naprawdę była na tyle naiwna, by sądzić, że kłopoty Grecji zostały już definitywnie zażegnane, a Hiszpania rozwiąże je dzięki determinacji swojego premiera.

W piątek okazało się (po raz kolejny), że tak nie jest. Wprawdzie nie wszystkie rewelacje okazały się prawdą - np. Międzynarodowy Fundusz Walutowy zdementował informację, jakoby skreślił już Grecję z listy przyszłych przelewów - ale większość ma wymowę taką jak wcześniej. Czyli negatywną i powiększającą poczucie niepewności - największego wroga posiadaczy akcji. Zatem przedstawiciele Troiki rzeczywiście odwiedzają w tym tygodniu Ateny i chcą usłyszeć konkrety (w sprawie cięć), a nie narzekania i porównywanie stanu Grecji do Wielkiej Depresji lat 30.

Za każdym razem, gdy Grecja nie notuje odpowiednio szybkich postępów w redukcji deficytu, ryzykuje przerwaniem międzynarodowej pomocy finansowej, co oczywiście oznacza dla niej bankructwo i daje niewiele czasu na wydrukowanie drachm. Jednak rynki powinny być przygotowane na możliwość bankructwa Grecji i uwzględniać je w cenach mniej więcej od dwóch lat. Niespodzianką na pewno nie będzie. Raczej jej utrzymanie tak długo na powierzchni jest niespodzianką, dla tych którzy stąpają po ziemi mocniej niż politycy.

Sprawa Hiszpanii wygląda poważniej. Kraj wdraża kolejne cięcia budżetowe i są to ambitne działania, dlatego tym większym ciosem jest wzrost rentowności hiszpańskich obligacji do najwyższego poziomu w historii kraju w strefie euro. To wzbudziło zaniepokojenie, a nawet panikę inwestorów (Ibex stracił 5,8 proc. w piątek), ponieważ jeśli mimo tak ogromnych działań, rentowności rosną, to nie bardzo wiadomo, co jeszcze można zrobić by naprawić sytuację Hiszpanii. Tymczasem kroplą przelewającą czarę okazała się prośba władz regionu Valencii o pomoc finansową do rządu centralnego. Inwestorzy spodziewają się, że analogiczne wnioski wystosują wkrótce inne regiony.

Są to wydarzenia, które położyły się cieniem na notowaniach w Europie i w Amerykach w piątek, a dziś rano powodują nerwowość także w Azji. Shanghai Composite tracił 1,6 proc. i balansował na tegorocznych minimach, ale na godzinę przed końcem sesji zmniejszył stratę do 0,9 proc. Hang Seng tracił w tym samym czasie 2,6 proc., Nikkei spadł o 1,9 proc., a Kospi o 1,8 proc. Obawy o przyszłość Europy są podstawą tych spadków, oczywiście w powiązaniu o obawy firm eksportujących na Stary Kontynent znaczącą część swojej produkcji.

W Europie sytuacja może się powtórzyć, możemy spodziewać się pogłębienia piątkowej przeceny. Biorąc jednak pod uwagę wcześniejszą, zdumiewającą - jeśli pamiętać o okolicznościach - siłę rynków akcji, które trwały w zwyżkach od początku czerwca, nie można postawić zbyt pochopnej diagnozy. Jeśli brać pod uwagę same dane makro i sytuację krajów południa Europy, indeksy nie powinny rosnąć już wcześniej. A mimo to, doszło do zwyżek. Zatem z oceną kondycji rynków akcji należy zaczekać do reakcji na nowe wydarzenia. W ocenie tej pomogą zaplanowane na ten tydzień publikacje - wstępne odczyty PMI dla sektora produkcji (wtorek) i PKB za II kwartał w USA (piątek).

Emil Szweda