W Europie zawód po obniżce stóp. Za oceanem rozczarowanie lepszymi danymi z rynku pracy, oddalającymi perspektywę dodruku pieniędzy. Dziś te nastroje będą poddawane weryfikacji.

Europejscy inwestorzy okazali rozczarowanie uznając, że Europejski Bank Centralny zrobił zbyt mało, decydując się jedynie na obniżenie stóp procentowych. Mario Draghi nie wystrzelił z bazooki, a jednocześnie postraszył, że sytuacja wciąż jest zła i istnieje ryzyko jej pogorszenia się. Zaznaczył przy tym, że nie jest aż tak źle, jak w 2008 r., a w średnim terminie powinno być lepiej. A na koniec oświadczył, że wszystkie niestandardowe działania EBC mają charakter tymczasowy.

Dla inwestorów był to sygnał, że szybkiej poprawy nie należy się spodziewać, a bank centralny nie zamierza się wysilać, dopóki nie zrobi się tragicznie. Reakcją był spadek indeksu w Paryżu o 1,7 proc., a we Frankfurcie o 1,3 proc. Na koniec dnia skala zniżki zmniejszyła się, ale złe wrażenie pozostało.

Nasz rynek zachowywał się odmiennie, demonstrując swoją siłę. WIG20 przed południem przełamał poziom 2270 punktów, z którym zmagał się od prawie dwóch tygodni. Dotarł do 2302 punktów, zyskując 1,7 proc. Po ogłoszeniu decyzji przez EBC odczuł osłabienie, ale łagodniej, niż pozostałe parkiety. Gdy wydawało się, że 2270 punktów po raz kolejny się nie obroni, szarża popytu w końcówce sprawiła, że cel ten został osiągnięty. WIG20 zakończył dzień na poziomie 2287 punktów. Ważny opór został pokonany, jednak jest zbyt wcześnie, by odtrąbić wybicie otwierające drogę do ruchu w górę. Z decyzjami lepiej poczekać na potwierdzenie tego sygnału. Bez wsparcia ze strony głównych rynków, jego utrzymanie może okazać się trudne.

Do niedawna można było liczyć na Wall Street. Czy będzie tak i tym razem przekonamy się już dziś. Wczorajsza reakcja amerykańskich inwestorów na lepsze informacje z rynku pracy wskazuje, że możemy być świadkami znanego mechanizmu, według którego lepsze wieści z gospodarki powodują spadki kursów. Oddala się bowiem perspektywa luzowania polityki pieniężnej, na którą liczono. O ile w Europie sytuacja pogarsza się wystarczająco, by się martwić, ale zbyt słabo, by liczyć na nadzwyczajne działania, to w USA jest odwrotnie. Sytuacja poprawia się, ale nie tak bardzo, by się z tego cieszyć, jednak wystarczająco, by Fed nie miał podstaw do radykalnych działań.

Jeśli dzisiejsze dane o zmianie liczby miejsc pracy i stopie bezrobocia okażą się równie dobre jak czwartkowe, nadzieje na dodruk pieniądza odsuną się w bliżej nieokreśloną przyszłość i może zabraknąć paliwa do wzrostów na giełdach. Wskazują na to czwartkowe spadki. Dow Jones stracił 0,4 proc., a S&P500 zniżkował o 0,5 proc.

Dziś paliwa zabrakło na giełdach azjatyckich, gdzie dominowały spadki. Nikkei tracił 0,7 proc. W Szanghaju indeksy zniżkowały po 0,1 proc.

Kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy spadały rano po 0,1-0,2 proc., sugerując słaby początek handlu.

Roman Przasnyski