Dzisiejsza sesja miała z założenia wprowadzić większą aktywność na parkietach, która miała być pobudzona nie tylko decyzją EBC, ale również powrotem po świątecznej przerwie Amerykanów, którzy zajmowali pozycje przed jutrzejszym comiesięcznym raportem z rynku pracy. Atrakcji rzeczywiście nie brakowało, a tak naprawdę było ich aż nadto.

Początek notowań przebiegał spokojnie, co było do przewidzenia, gdyż większość cenotwórczych wydarzeń planowanych było na drugą część dnia. Szybko jednak popyt zaczął podnosić indeksy, co najbardziej widoczne było na rynku warszawskim. Krajowy indeks blue chipów z impetem pokonał opór na wysokości 2276 pkt i szybkim krokiem dobił do psychologicznego oporu na wysokości 2300 pkt. Ten wystrzał optymizmu był jedynie w niewielkim stopniu potwierdzony zmianami indeksów w Eurolandzie, gdzie co prawda byki również były aktywne, ale nie w takiej skali jak nad Wisłą.

Strona kupująca była na tyle silna, że zignorowana została niepomyślna aukcja hiszpańskiego długu. Madryt co prawda sprzedał papiery w kwocie równej górnym widełkom oferty, czyli 3 mld euro, ale rentowności 10. latek (6,43% wobec 6,04% wcześniej) i 5. latek (5,53% wobec 5,35% wcześniej) wzrosły. Jedynie popyt na krótszym końcu krzywej pozwolił obniżyć oprocentowanie 4. latek do 5,08% wobec 5,45% wcześniej.

Pod względem relacji popytu do podaży specjalnych zaskoczeń nie było, ale wzrost rentowności nie mógł się podobać, szczególnie że była to pierwsza aukcja po unijnym szczycie, który przecież uznany był za ogromny sukces i miał w zamiarze obniżyć koszt finansowania państw peryferyjnych. Na osłodę inwestorzy dostali jednak wyniki sprzedaży przez Irlandię bonów skarbowych. Zielona Wyspa po raz pierwszy od września 2010 roku wkroczyła na rynek i to z sukcesem, gdyż średnie oprocentowanie 3. miesięcznych instrumentów wyniosło zaledwie 1,8%.

Prawdziwe atrakcje miały miejsce popołudniu, gdy poznaliśmy decyzję EBC. Bank zgodnie z oczekiwaniami obniżył stopy procentowe o 25 pkt bazowych, w tym zredukowana została stopa depozytowa do 0%. Inwestorzy najwidoczniej oczekiwali agresywniejszej decyzji, gdyż indeksy zaczęły korygować swoje wcześniejsze zwyżki. Ruch na południe nie potrafiły zatrzymać inne prowzrostowe wydarzenia, takie jak niespodziewana obniżka przez Bank Chin stopy depozytowej do 3%, czy zaskakująco dobry raport ADP, który wskazywał na wzrost zatrudnienia w amerykańskim sektorze prywatnym o 176 tys. wobec prognoz na poziomie 100 tys.

Realizacja zysków przyspieszyła krótko po rozpoczęciu konferencji prasowej Mario Draghiego. Prezes EBC nie zmienił swojego wcześniejszego tonu, co oznacza brak kolejnego LTRO czy innych niestandardowych narzędzi stymulujących gospodarkę lub wpływających na obniżenie rentowności obligacji. Awersja do ryzyka po tych słowach powróciła ze zdwojoną siłą i taniały nie tylko akcje, ale silnie zniżkowało również euro czy ceny obligacji Hiszpanii bądź Włoch.

Sytuacji nie poprawiły gorsze od prognoz wskazanie wskaźnika ISM dla usług, ale być może przez niego zapaliła się kolejna nadzieja na pomoc Fedu. WIG20 mimo początkowej negacji porannego wybicia na samym końcu sesji dostał skrzydeł i zamknął się zwyżką o 1,1% do poziomu 2287 pkt. Byki jak widać nie dały za wygraną.

Łukasz Bugaj