Silne, sięgające 2 proc. czwartkowe spadki amerykańskich indeksów robią wrażenie. Nie oznacza to jednak, że dziś w Europie musi być podobnie.

Trwający od 6 czerwca rajd indeksu naszych największych spółek, zaczyna tracić impet. Trudno się temu dziwić. Po sięgającej 11 proc. zwyżce odpoczynek się należy. Zasadnicze pytanie brzmi: czy to odpoczynek, czy koniec balu. We wtorek WIG20 dotarł w okolice szczytu z 12 kwietnia i to mogło być przyczyną cofnięcia się indeksu. O wiele ważniejsze jest jednak to, co dzieje się na giełdach światowych.

Przebieg czwartkowej sesji na Wall Street wskazywał, że do inwestorów świadomość tego w jakim stanie znajduje się amerykańska i globalna gospodarka, docierała powoli, ale skutecznie. Mimo, że od początku notowań znane były niemal wszystkie kluczowe informacje, indeksy zaczęły dzień na niewielkim plusie, a byki broniły się przed większą przeceną przez niemal trzy godziny. Później było już coraz gorzej, a skończyło się fatalnie. Dow Jones stracił 250 punktów, czyli prawie 2 proc., a S&P500 zniżkował o 2,2 proc. Trwająca od jedenastu sesji fala wzrostów doznała więc poważnego uszczerbku i nie ma pewności, czy indeksy będą w stanie ją kontynuować.

Na razie wiele przemawia na korzyść niedźwiedzi. Informacje gospodarcze z Chin, strefy euro i Stanów Zjednoczonych nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że znajdujemy się w fazie spowolnienia. Ameryka do tej pory radzi sobie nienajgorzej, ale sygnały są coraz mniej optymistyczne. Wysłał je również Fed, obniżając prognozy wzrostu na ten i przyszły rok. Na rynkach surowcowych coraz mocniej pachnie bessą. Co prawda po wyborach w Grecji i perspektywie przygaszenia pożaru w hiszpańskich bankach można oczekiwać przynajmniej krótkiej poprawy nastrojów, ale w globalnym systemie finansowym nadal nie brakuje zagrożeń. Dowodem tego jest decyzja Moody's o obniżeniu ratingu 15 czołowym bankom świata. Na tej liście nie brakuje żadnego z tych największych i najbardziej znanych, a redukcja objęła zarówno instytucje europejskie, jak i amerykańskie.

Byki jednak wcale nie stoją na straconej pozycji, przynajmniej w krótkim okresie. Natłok złych danych podtrzymuje nadzieje na to, że Fed jednak zdecyduje się na dodruk pieniądza, a zbliżający się koniec półrocza sprzyjać będzie podciąganiu kursów akcji i giełdowych indeksów.
Dziś na mocne podciąganie trudno liczyć. Przecena na Wall Street będzie trochę straszyła inwestorów na naszym kontynencie. Decyzja Moody's także bykom nie pomoże. Pozytywnie może zostać zinterpretowana informacja, że potrzeby kapitałowe hiszpańskich banków sięgają maksymalnie 62 mld euro, czyli znacznie mniej, niż się obawiano.

Na giełdach azjatyckich dominowały spadki. Na godzinę przed końcem handlu Nikkei zniżkował o 0,1 proc., po około 1 proc. w dół szły wskaźniki w Hong Kongu i na Tajwanie. Kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy trzymały się rano nieznacznie nad kreską, sugerując, że nastroje na giełdach wcale nie muszą być bardzo złe.

Roman Przasnyski