Kiedy my będziemy świętować Boże Ciało, globalni inwestorzy będą uważnie wsłuchiwać się w słowa szefa FED przed połączonymi komisjami Kongresu.

Czy Ben Bernanke zapowie program QE3? To nie jest wykluczone – dane gospodarcze, zwłaszcza te z rynku pracy zaczynają znów rozczarowywać, a Europa jest na ostrym zakręcie…

Warto przypomnieć sobie, iż po ostatnich posiedzeniach Komitetu Otwartego Rynku, szef FED stale pozostawiał sobie furtkę do wprowadzenia kolejnych działań stymulacyjnych, jeżeli będzie tego wymagała sytuacja. Po kwietniowym spotkaniu wzrosło nawet poparcie dla takiego scenariusza, chociaż „zdeklarowane gołębie” były w mniejszości. Analiza ostatnich wystąpień członków FED nie wskazywała na to, aby ta relacja mogła się zmienić, ale wydaje się, iż ostatnie, piątkowe dość słabe dane z rynku pracy mogą stać się główną kartą przetargową.

Dla Bena Bernanke to kluczowa kwestia, a wzrost liczby etatów w sektorach pozarolniczych o 69 tys. w maju i tylko o 77 tys. w kwietniu (dane skorygowano z 115 tys.), to za mało, aby mówić o szansach na trwalszą poprawę sytuacji. Dodatkowo widzimy też spowolnienie w innych obszarach (odczyt ISM dla przemysłu), a sytuacja w strefie euro jest coraz bardziej dramatyczna i co gorsza nie widać działań, które mogłyby to zmienić. Ostatni tydzień był festiwalem pustych obietnic i przerzucania się odpowiedzialnością – to pokazuje tylko, że europejscy oficjele nie mają pomysłu, jak poradzić sobie z kryzysem. To rodzi spore obawy, iż casus Hiszpanii stanie się dla Europy tym, czym okazało się być bankructwo Lehman Brothers dla USA w 2008 r. Rynki są jednak ze sobą powiązane, dlatego też FED słusznie może obawiać się negatywnego wpływu eskalacji europejskiego kryzysu na amerykańską gospodarkę i zawczasu podjąć pewne działania.

Oczywiście nie jest powiedziane, iż Ben Bernanke jednoznacznie zdeklaruje możliwość wdrożenia programu QE3 podczas czwartkowego wystąpienia w Kongresie. Szef FED musi mieć świadomość, iż nie będzie jednomyślności wobec takiego ruchu podczas posiedzenia zaplanowanego na 19-20 czerwca, więc trudno zawczasu ocenić, czy to co powie, rzeczywiście zadowoli inwestorów. Te obawy w połączeniu z ewentualną eskalacją obaw o strefę euro (duże ryzyko cięcia ratingu Hiszpanii i powrotu spekulacji odnośnie francuskich AAA) mogą stać się pretekstem do powrotu spadków wspólnej waluty w pierwszej połowie tygodnia. Niemniej jego końcówka może już być kalką tego, co obserwowaliśmy w miniony piątek.

Nie zapominajmy, iż dzień wcześniej (6 czerwca) poznamy wyniki posiedzeń Europejskiego Banku Centralnego i naszej Rady Polityki Pieniężnej. Dobrze by było, gdyby szef ECB obniżył stopy procentowe i zapowiedział kolejną odsłonę przetargów LTRO, ale szanse na to są nikłe. Nie oczekujmy też wiele od naszej RPP, która nie ma już za bardzo manewru na stopach procentowych. Dobrym ruchem byłoby natomiast ostrzeżenie przed możliwością skoordynowanej interwencji NBP i resortu finansów w celu powstrzymania deprecjacji złotego. Ale czy naszym decydentom starczy odwagi?

Tekst jest fragmentem tygodniowego raportu z rynków zagranicznych.

Marek Rogalski