Czwartkowa sesja pokazała, że bykom żadne wieści nie straszne. Zwyżki po serii fatalnych danych sprawiały wrażenie robienia dobrej miny do złej gry. Szanse na happy end są raczej niewielkie.

Zachowanie europejskich indeksów było zastanawiające. Poranne zwyżki, mimo informacji o kolejnym spadku wskaźnika aktywności gospodarczej w Chinach, można tłumaczyć chęcią odreagowania środowych spadków. Serii danych o nurkujących coraz głębiej w strefę recesji wskaźnikach dla Niemiec i strefy euro już ignorować było nie sposób. Jednak reakcja na nie była słaba i krótkotrwała. Szybka neutralizacja impulsu spadkowego i powrót indeksów do wzrostów pozostaje zagadką Wyjaśnienia przekraczającej 1 proc. zwyżki w Paryżu i sięgającego niemal 0,5 proc. wzrostu indeksu we Frankfurcie należy szukać w sferze psychologii. Możliwe, że dziś nastąpi test racjonalności decyzji inwestorów.

Można się go spodziewać tym bardziej, gdy ostatnie informacje makroekonomiczne zbierze się do kompletu z perspektywą politycznego pata co do sposobów wychodzenia strefy euro z kryzysu. Być może pat udałoby się rozwiązać, gdyby zebrać w całość zapomniany pomysł wspólnego zarządzania gospodarczego strefą euro, chwiejący się pakt fiskalny, kontrowersyjny pomysł euroobligacji i koncepcję stymulowania wzrostu, w jedną spójną całość.

Do wczorajszych danych makroekonomicznych znacznie bardziej sceptycznie podeszli inwestorzy w Warszawie i na Wall Street. Ci z naszego parkietu zareagowali na nie spadkiem WIG20 o prawie 1,4 proc. Byliśmy lepsi jedynie od Grecji i Turcji. Choć byki obroniły się przed spadkiem tego indeksu poniżej psychologicznego poziomu 2000 punktów, to nie były w stanie wyciągnąć go trwale nad kreskę. Wciąż nie wygląda to dobrze.

S&P500 nie miał kłopotów z utrzymaniem się powyżej 1300 punktów, ale siłą nie grzeszył. Na plusie trzymał się przez pierwsze dwie godziny handlu, jednak przez większą część dnia przebywał pod kreską. Rzutem na taśmę udało mu się zakończyć dzień zwyżką o skromne 0,14 proc. Tym samym indeks konsekwentnie buduje nieśmiałą falę wzrostową, trwającą już od czterech kolejnych sesji. W tym czasie na głównych giełdach europejskich mamy nerwową huśtawkę nastrojów, a w Warszawie konsekwentne spadki.

Giełdy azjatyckie ze spokojem przyjęły dane makroekonomiczne zarówno te z Chin, jak i z Europy, ale inwestorzy nie byli z nich zadowoleni. Na godzinę przed końcem handlu Nikkei rósł o 0,2 proc. W Hong Kongu spadek sięgał 0,2 proc., a na Tajwanie 0,7 proc. Indeksy w Szanghaju traciły po 0,5-0,7 proc.

Od 0,15 do 0,3 proc. w dół szły kontrakty na główne indeksy europejskie, po 0,15 proc. traciły pochodne na Dow Jones'a i S&P500. W warunkach braku istotnych danych makroekonomicznych jest szansa na to, że piątkowa sesja będzie bardziej spokojna niż poprzednie. Dopiero o godzinie 15.55 opublikowany zostanie indeks nastrojów amerykańskich konsumentów, ale ta informacja nie powinna w sposób znaczący wpłynąć na rynki. Oczekuje się jego wzrostu z 76,4 do 77,8 punktu.

Roman Przasnyski