Ogłoszona pod koniec września transakcja, której stronami są niemiecki koncern Chemiczny BASF oraz zarejestrowany w Luksemburgu fundusz inwestycyjny LetterOne nie spotkała się w Polsce z zainteresowaniem. A szkoda, bo będzie ona miała bezpośrednie znaczenie dla polskiego bezpieczeństwa energetycznego. Otwiera ona też przed nami interesujące możliwości.
W największym skrócie rzecz ujmując – firmy porozumiały się o połączeniu podmiotów, których są właścicielami. Podmiotów działających w sektorze wydobycia, przetwórstwa i dystrybucji ropy naftowej i gazu ziemnego. BASF kontroluje znany nam z projektu Nord Stream koncern Wintershall. Z kolei LetterOne przed kilkoma laty kupił inny niemiecki podmiot z tej branży – koncern DEA. Rozmowy o fuzji nie są nowością, informacje na ten temat docierały na rynek przez przynajmniej trzy ostatnie lata, jednak osiągnięcie porozumienia tworzy nową jakość.
Zacznijmy od spraw podstawowych. Fuzja, która ma dojść do skutku w pierwszej połowie przyszłego roku, doprowadzi do powołania pierwszego niemieckiego gracza rangi światowej w branży węglowodorów. Połączona firma produkowała będzie, jak szacuje Reuters, od 700 do 800 tys. baryłek przeliczeniowych węglowodorów dziennie i dysponowała będzie instalacjami zlokalizowanymi na Morzu Północnym, w Rosji, Południowej Ameryce, Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie.
Połączone firmy będą też miały do dyspozycji zespół liczący 3 tys. osób, odpowiedzialny za poszukiwania nowych złóż. Szacowany przychód nowej firmy wynosić ma niemal 5,5 mld dol., zysk w pierwszym roku 0,85 mld dol. ma w wyniku synergii wzrosnąć w ciągu trzech lat do poziomu ponad miliarda. Z naszej perspektywy ważne jest i to, że na czele połączonej firmy stanie najprawdopodobniej prezes Wintershalla oraz że luksemburski LetterOne to wehikuł inwestycyjny rosyjskiego oligarchy Michaiła Fridmana i ludzi z nim współpracujących (grupa Alfa Bank).
Kierujący Wintershallem Mario Mehran już kilka tygodni temu oświadczył, że jego firma w razie wprowadzenia amerykańskich sankcji, którymi ma być objęty Nord Stream 2, będzie musiała wycofać się z udziału w projekcie. Teraz warunki fuzji potwierdzają, że niemiecki koncern poważnie traktuje tego rodzaju ewentualność. Z transakcji zdecydowano się wyłączyć aktywa związane z transportem gazu ziemnego, które są w posiadaniu Wintershalla. Dopiero po trzech latach, czyli być może wtedy, kiedy sytuacja się wyjaśni, mają one wrócić do już połączonej firmy i w zamian BASF ma otrzymać dodatkowe akcje. Obecnie Niemcy z BASF mają w nowej firmie dysponować 67 proc. akcji, a po wniesieniu gazowej infrastruktury transportowej ich udział wzrośnie do poziomu 72,7 proc.
W czerwcu na łamach rosyjskiej prasy ekonomicznej ukazał się wywiad z Germanem Chanem, bliskim współpracownikiem i partnerem biznesowym Fridmana. Mówi on w nim, że grupa kapitałowa Alfa-Banku ma już mało projektów inwestycyjnych w Rosji i w przyszłości chce działać raczej na rynku światowym. Nie jest też zadowolony ze wzrastającej roli państwa w rosyjskiej gospodarce i sektorze bankowym. Pytany przez dziennikarza, czy w takim razie akcjonariusze są gotowi sprzedać bank, odpowiada, że zawsze w biznesie kierują się zasadą, iż gotowi są wszystko sprzedać w dowolnym momencie, czy to zrobią, jest tylko kwestią ceny. Pytany o perspektywy fuzji z Wintershallem i wartość nowego podmiotu powiedział, że w jego ocenie, w związku z dobrą koniunkturą rynkową, będzie się ona kształtowała na poziomie ok. 20 mld euro, czyli, jak łatwo obliczyć, w rękach Rosjan znajdował się będzie pakiet wyceniany, z grubsza rzecz biorąc, na 5,4 mld euro. Niemiecki Handelsblatt, powołując się na rodzimych analityków – wycenia dziś nową firmę na 14 mld dol., czyli istotnie taniej, niż robią to Rosjanie, ale być może deklaracje Chana są informacją, której warto nie przeoczyć, bo mówią o tym, za ile Rosjanie byliby gotowi sprzedać swój pakiet.
LetterOne to wehikuł inwestycyjny rosyjskiego oligarchy Michaiła Fridmana i grupy Alfa-Bank
Warto też odnotować, że od jakiegoś już czasu również niemiecki BASF głośno mówi o gotowości sprzedaży swych akcji. Przede wszystkim z tego powodu, że jest firmą chemiczną, aktywność w sektorze poszukiwań, wydobycia i sprzedaży węglowodorów nie jest jej domeną i po zbudowaniu odpowiedniej skali działalności trzeba będzie myśleć o wyjściu z tej inwestycji.
Trzeba też pamiętać, że Wintershall jest jednym z najważniejszych partnerów rosyjskiego Gazpromu. Jego znaczenie nie jest związane ze skalą kooperacji, ale z tym, że Niemcy gwarantują rosyjskiemu gigantowi dostęp do kompetencji, których Rosjanie nie mają. Chodzi o badania nowych pól gazowych oraz poszukiwania w trudnych warunkach geologicznych. Obie firmy już od 15 lat prowadzą wspólne prace, których celem jest zwiększenie wydobycia z urengojskiego złoża gazowego, które charakteryzuje się zaleganiem gazu nawet na głębokości 4 tys. m. Przez długie lata uważano, że wydobycie ze złóż tak głęboko położonych jest technicznie niezwykle trudne, a przez to nieopłacalne. I dopiero – jak argumentują rosyjscy eksperci – „unikalne wiedza i technologia”, którymi dysponuje niemiecka firma, pozwoliły rozpocząć wydobycie. Czynne są już 94 odwierty, w 2020 r. ma ich być 110. Ma to o tyle dla Rosjan istotne znaczenie, że z danych ministerstwa przyrody wynika, iż nawarstwiające się przez lata zaniedbania w zakresie badania nowych złóż spowodowały, iż kurczy się liczba pól gotowych do eksploatacji, a te najbardziej wydajne i najlepiej zlokalizowane są już w dużej mierze wyeksploatowane. A zatem w tej relacji Gazprom – Wintershall, przynajmniej na pierwszy rzut oka – więcej do stracenia, w razie konfliktu, ma Gazprom niźli Niemcy.
Warto też pamiętać, że Michaił Fridman w dość zgodnej opinii analityków uchodzi obok swego partnera z Alfa-Banku, bankiera i ekonomisty, Piotra Awena, za jednego z najbardziej prozachodnio nastawionych rosyjskich oligarchów. W maju tego roku rosyjskie media obiegła informacja, że Fridman, Awen oraz Chan mieli pojechać do Waszyngtonu, żeby zabiegać tam o to, aby amerykańskie ministerstwo finansów nie wpisywało ich na listę rosyjskich oligarchów objętych sankcjami. Mieli odbyć wówczas prywatny okrągły stół z analitykami Atlantic Council i ponoć zyskali wpływowych obrońców w osobach jednego z głównych amerykańskich specjalistów od antyrosyjskich sankcji Daniela Frieda i znanego ekonomisty i analityka Andreasa Åslunda. Nawet ukraińscy publicyści oceniają, że Alfa-Grup po 2014 r. zachowywała się na tamtejszym rynku lojalnie, wspierając polityków o prozachodniej orientacji.
W przywoływanym wywiadzie prasowym Chan mówi, że inwestorzy z Grupy Alfa-Banku mają pełną świadomość, iż biznes związany z węglowodorami to szczególny sektor, który nigdy nie będzie wolny od ingerencji świata polityki i od uwzględniania interesów strategicznych. Patrząc z tej perspektywy, warto postawić pytanie, dlaczego polskie firmy, banki, fundusze inwestycyjne, zarówno prywatne, jak i te z większościowym publicznym akcjonariatem nie miałyby się zainteresować nabyciem pakietu w nowo powstającym niemieckim gigancie? Z pewnością nie kontrolnego, ale takiego, który pozwoliłby uwzględniać w polityce firmy polskie interesy, a nam dawać poczucie bezpieczeństwa, że nie będziemy mieli do czynienia z porozumieniami ponad polskimi głowami. Może zamiast prowadzić dość jałowe dyskusje i, jak do tej pory daremne, wysiłki blokowania Nord Stream 2, lepszą opcją jest wykupienie pakietów akcji. Łączny zysk Orlenu i PGNiG za 2017 r. to ponad 10 mld zł, czyli ok. 2,5 mld euro. Nikt jednak nie kupuje wyłącznie za własny kapitał, zawsze w takich sytuacjach firmy posiłkują się kredytami z rynku. Dobre ratingi Polski zaciągnięcie takich pożyczek tylko ułatwią. Kilka miesięcy temu fiński państwowy fundusz inwestycyjny poważnie rozważał zakup pakietu akcji jednego z partnerów Gazpromu w projekcie Nord Stream 2, więc sprawa nie jest tak egzotyczna, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.
Teraz zresztą, po ostatnich deklaracjach Władimira Putina, sytuacja się zmienia. Rosja gotowa jest sfinansować rurociąg na dnie Morza Bałtyckiego z własnych środków. Jeśli tak się stanie, to nasza ewentualna obecność kapitałowa w jednym z głównych podmiotów kupujących rosyjski gaz może dać nam gwarancję, że wykorzystując mechanizmy korporacyjne, unijne i presje polityczną, uniemożliwimy Moskwie ewentualne użycie przeciw nam broni gazowej. Oczywiście tego rodzaju posunięcie nie powinno, wręcz nie może, oznaczać rewizji naszej długoletniej strategii, która winna polegać na zbudowaniu stabilnego i zdywersyfikowanego systemu dostaw. Tak zresztą jak robią to właśnie Niemcy, którzy podjęli decyzję o budowie dwóch gazoportów, rurociągu do Holandii, i nie rezygnują z alternatywnych źródeł zaopatrzenia w energię, a i tak są dziś w mniejszym stopniu niż my, uzależnieni od rosyjskiego gazu. Polskie wejście kapitałowe do powstającego niemieckiego giganta paliwowego mogłoby być istotnym uzupełnieniem naszej strategii budowania niezależności energetycznej i może dlatego warto tego rodzaju pomysł poddać poważnym analizom.