Posiadacze certyfikatów W Investment chcą, żeby BGŻ BNP Paribas, kupując Raiffeisena, przejął również pechowe dla nich fundusze.
Dziennik Gazeta Prawna
Jest ich ok. 2 tys. Już ponad półtora roku bezskutecznie walczą o odzyskanie ponad 400 mln zł. Zachęcani przez sprzedawców – przede wszystkim z Alior Banku – zdecydowali się zamienić bankowe lokaty na inwestycje w ziemię rolną, lasy czy luksusowe domy spokojnej starości. Część ich pieniędzy rozpłynęła się w podejrzanych transakcjach dokonywanych przez zarządzających funduszami z podmiotami ulokowanymi na Cyprze. Obecnie sprawdza je prokuratura.
Nadzieja na szybkie odzyskanie pozostałego kapitału gaśnie. W lutym fundusze Inwestycje Rolne, Lasy Polskie, Vivante i Inwestycje Selektywne zostały postawione w stan likwidacji. Sprawnie przeprowadzony proces wyprzedaży aktywów zajmuje kilka lat, jednak według inwestorów Raiffeisen Bank, który jest likwidatorem funduszy, zamiast zmierzać do celu, tylko pozoruje działania.
– Kiedy rozpoczęła się likwidacja, miałem nadzieję, że teraz pójdzie z górki. Tymczasem nie wydarzyło się nic, a my nie mamy żadnego dostępu do informacji. Jestem rozczarowany i nie rozumiem tego, co się dzieje – mówi Sebastian Sołtysik, posiadacz certyfikatów funduszu Inwestycje Rolne.

Byle do przejęcia

Według przedstawicieli kancelarii MMW Matczuk Wieczorek i Wspólnicy, reprezentującej około tysiąca posiadaczy certyfikatów funduszy, Raiffeisen gra na czas ze względu na zbliżający się finał przejęcia większości aktywów banku przez BGŻ BNP Paribas. Ogłoszona w kwietniu transakcja o wartości 3,5 mld zł uzyskała już aprobatę Komisji Europejskiej. Wyłączony z niej został portfel kredytów hipotecznych i fundusze W Investment. Te aktywa pozostaną w Raiffeisenie, który przekształci się w oddział zarządzany z poziomu austriackiej centrali banku. Do zakończenia procesu potrzebna jest już tylko zgoda KNF.
– Raiffeisen stanie się podmiotem kadłubowym, zarządzającym jedynie toksycznymi aktywami. Nie będzie zainteresowany dalszą działalnością w Polsce i troską o reputację na naszym rynku. KNF i inwestorzy stracą jakikolwiek wpływ na proces likwidacji funduszy W Investment. Jeżeli KNF zgodzi się na planowany podział Raiffeisena, nie zabezpieczając wcześniej interesów inwestorów, będzie to po prostu skandal podważający zaufanie do rynku kapitałowego i do Komisji jako nadzorcy – uważa Grzegorz Boguski, prawnik z kancelarii MMW.
W ostatnich tygodniach posiadacze certyfikatów W Investment wysłali do KNF kilkaset listów, w których domagają się podjęcia zdecydowanych działań w obronie ich interesów. W czwartek Komisja opublikowała odpowiedź na swojej stronie internetowej. „Kwestia zapewnienia ochrony uczestnikom Funduszy jest jedną z istotnych kwestii w toku postępowania w sprawie wniosku o wydanie zezwolenia na podział Banku” – możemy przeczytać w dokumencie.
Podobne w wymowie listy trafiły do Józefa Wancera, szefa rady nadzorczej BGŻ BNP Paribas. Na nasze pytania, czy ostateczny kształt transakcji może się zmienić, czego domagają się posiadacze certyfikatów funduszy W Investment, BGŻ BNP Paribas nie odpowiedział.

Oświadczam, że nadal żyję

Po ostatnich doświadczeniach inwestorzy nie chcą dalszej współpracy z Raiffeisenem. Na początku lipca bank odmówił zwołania walnych zgromadzeń funduszy. Reprezentującej uczestników funduszy kancelarii Raiffeisen zwrócił uwagę m.in., że nie udowodniła, iż jej klienci wciąż żyją. Być może dlatego, że odsetek osób w podeszłym wieku jest wśród uczestników funduszy wysoki. Tak jest w szczególności w funduszu Vivante, który miał wybudować luksusowy dom spokojnej starości w podwarszawskim Otwocku. Nabywcy certyfikatów mieli tam później dostać zniżki na pobyt. W ostatnich miesiącach faktycznie zmarło czterech klientów kancelarii MMW. Żyjących jest jednak wielokrotnie więcej.
– Głównym powodem (odmowy zwołania zgromadzeń – red.) jest to, że w związku z trwającym procesem badania spółek i wyceny składników aktywów nie bylibyśmy w stanie przekazać danych, na które czekają inwestorzy. Planujemy zorganizować walne zgromadzenia inwestorów po sporządzeniu i publikacji sprawozdań finansowych na otwarcie likwidacji funduszy – wyjaśnia Radosław Ignatowicz, dyrektor departamentu instytucji finansowych i usług powierniczych.
Na zgromadzeniach posiadacze certyfikatów chcieli dowiedzieć się m.in., dlaczego Raiffeisen nie wprowadził jeszcze do statutów uchwalonych ponad rok temu zmian umożliwiających inwestorom wgląd w księgi funduszy, liczyli na zapoznanie się z zaległymi sprawozdaniami za pierwsze półrocze i cały 2017 r. czy spotkanie z przedstawicielem audytora.
Na odmowę zwołania zgromadzeń pisali do Raiffeisena reklamacje. „Po pierwsze oświadczam, że nadal żyję (…) Sugestie wyrażone w imieniu Banku „Raiffeisen przez pana dyrektora (Ignatowicza – red.) poddające w wątpliwość, czy aby nie zmarłem, uważam za absurdalne, a ponad wszystko obraźliwe i naruszające moje dobra osobiste. Wyrażam nadzieję, że przyjęta przez Bank Raiffeisen taktyka likwidacji Funduszy nie zakłada oczekiwania na śmierć inwestorów przed wypłatą jakichkolwiek środków z likwidacji” – możemy przeczytać w dokumencie, z którego wzoru skorzystało wiele osób.
Przedstawiciele Raiffeis ena sugestiom o powolność działań konsekwentnie zaprzeczają. Podkreślają, że intencją banku jest jak najszybsza likwidacja funduszy.

Fundusze bez audytora

Doprowadzenie do opublikowania sprawozdań finansowych funduszy na dzień otwarcia likwidacji może być dla banku trudnym zadaniem. A dopiero po sporządzaniu raportów możliwa będzie wyprzedaż aktywów.
Problem w tym, że w publikacji sprawozdań fundusze mają duże zaległości. Ostatnie zbadane przez audytora pochodzą z 2016 r. Najnowsze wyceny certyfikatów datowane są na październik zeszłego roku. Raiffeisen obiecał publikację raportów za 2017 r. do końca kwietnia.
– Bez wyceny majątku i analizy dokonanych transakcji, a są to procesy czasochłonne i zależne również od działań podmiotów trzecich, bank nie mógł zająć stanowiska i opublikować sprawozdań finansowych w zadeklarowanym okresie – wyjaśnia Ignatowicz.
I nie wiadomo, kiedy to zrobi, bo na razie nie jest rozstrzygnięte, kto będzie ich audytorem. Dotychczas sprawozdania badała firma EY. Według inwestorów audytor dopuścił się podobnych zaniechań, o jakie posądzany jest Deloitte w głośnej aferze GetBacku – akceptował bez zastrzeżeń raporty finansowe funduszy, co do których powinien mieć uzasadnione wątpliwości. EY nie odnosi się do tych zarzutów. Zasłania się tajemnicą zawodową, której złamanie „podlegałoby odpowiedzialności karnej”.
– Nasza firma nie została zaangażowana do badania sprawozdań finansowych za 2017 r. oraz na dzień otwarcia likwidacji – zaznacza Agnieszka Stanisławska z biura prasowego EY. Firma pracuje jedynie nad sprawozdaniami na koniec czerwca 2017 r. Termin ich publikacji minął w sierpniu zeszłego roku.
Na nasze pytania, kto w takim razie zbada raporty roczne i na otwarcie likwidacji, Raiffeisen nie odpowiedział. Nieoficjalnie wiemy, że przy ich przygotowywaniu bank wciąż współpracował z EY, jednak żadna formalna umowa nie została podpisana. Obecnie bardziej prawdopodobna jest zmiana audytora. Oznacza to, że badanie sprawozdań zacznie się od nowa, co będzie skutkowało kolejnymi miesiącami oczekiwania na raporty.
Kłopoty z publikacją sprawozdań i wyceną są o tyle zastanawiające, że Raiffeisen jest depozytariuszem funduszy. Regulacje wymagają, żeby depozytariusz posiadał pełną wiedzę o majątku funduszy, a także zagwarantował sobie dostęp do wszelkich dokumentów niezbędnych do weryfikacji wycen. Być może dlatego cierpliwość do działań banku stracili nie tylko inwestorzy, ale także KNF. Z naszych informacji wynika, że nadzorca prowadzi kilka podstępowań, które mogą skutkować nałożeniem na bank kary. Jedno z nich dotyczy funduszy W Investment. Raiffeisen dostał od nadzorcy ultimatum – jeśli do 25 wrześni nie opublikuje wycen, może dostać karę na podstawie prawa bankowego. Może ona sięgnąć 10 proc. rocznych przychodów.

KNF milczy?

– Organy państwa, jeżeli coś obecnie robią, to nie komunikują tego ani inwestorom, ani opinii publicznej. KNF milczy, a prokuratura nie dopuszcza pokrzywdzonych inwestorów do śledztwa, twierdząc, że sprawa jest na wstępnym etapie – ocenia Grzegorz Boguski.
O kłopotach uczestników funduszy W Investment KNF wie od stycznia zeszłego roku. Od maja toczy się śledztwo w Prokuraturze Regionalnej w Łodzi. Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa złożył m.in. Alior, który wspólnie z Bankiem Ochrony Środowiska i Domem Maklerskim BOŚ (również sprzedawały certyfikaty funduszy) zdecydował się także na sfinansowanie działającej na rzecz inwestorów kancelarii.
„Do chwili obecnej w toku śledztwa przesłuchano ponad 450 świadków, skierowano około 1000 wniosków o wykonanie czynności w ramach pomocy prawnej, zabezpieczono w Meridian Fund Managemwent ponad 500 tomów dokumentacji dotyczącej gospodarowania majątkiem funduszy, która aktualnie analizowana jest przez prowadzących śledztwo. Prócz tego zabezpieczono dokumentację w innych podmiotach związanych z działalnością funduszy, w tym w Domu Maklerskim W Investment oraz Baltic Bridge” – relacjonuje swoje działania prokuratura. Według śledczych pokrzywdzeni nie mogą brać udziału w czynnościach procesowych, bo te „niejednokrotnie (…) realizowane są jednocześnie w wielu miejscach w Polsce”.
Dla uczestników funduszy działania prokuratury są niemniej ważne niż to, co KNF zrobi w sprawie przejęcia Raiffeisena przez BGŻ BNP Paribas. Tylko śledczy mogą ustalić, co stało się z pieniędzmi inwestorów, i tym samym ułatwić im późniejsze dochodzenie swoich praw przed sądem.
– Uczestnicy funduszy organizują się w stowarzyszenie i już niedługo można spodziewać się pozwu grupowego przeciwko Raiffeisenowi w imieniu ponad tysiąca inwestorów – mówi Grzegorz Boguski.
Na pytania o to, kto zbada raporty roczne, Raiffeisen nie odpowiada
Obecny stan wiedzy uczestników funduszy opiera się na dochodzeniu przeprowadzonym przez reprezentującą ich kancelarię. Wynika z niego, że osoby kontrolujące firmy zarządzające funduszami traktowały kapitał inwestorów jak swój prywatny rezerwuar gotówki. Chodzi w szczególności o dwie transakcje z 2016 r., w wyniku których z funduszy W Investment wypłynęło ponad 80 mln zł gotówki. Kiedy pod koniec 2016 r. ich uczestnicy przedstawili do wykupu certyfikaty o wartości ok. 100 mln zł, zlecenia zostały zredukowane o 98–99,8 proc. Zarządzający tłumaczyli, że nie są w stanie sprzedać szybko za dobrą ceną aktywów, w które zainwestowały fundusze (przede wszystkim ziemia rolna i lasy) i w związku z tym nie mogą wypłacić inwestorom pieniędzy.
Prywatny rezerwuar gotówki