Kiedy waluta się osłabia, powinno to pomagać eksportowi. Tak brzmi ekonomiczna mantra. W praktyce zależność jest trochę bardziej skomplikowana
Wie to każdy student ekonomii pierwszego roku: jeśli waluta danego kraju tanieje, to produkowane tam towary stają się bardziej atrakcyjne dla zagranicy. Jeśli za tysiąc euro można było w jakimś kraju kupić sto paczek gwoździ, a po spadku kursu jego waluty można 120, to dlaczego nie? Z tego względu za każdym razem, kiedy gdzieś dochodzi do deprecjacji kursu, analitycy zapowiadają: pomoże to gospodarce. Jak niedawno zauważył jednak jeden z badaczy brukselskiego think tanku Bruegel, coś takiego nie ma miejsca obecnie w Wielkiej Brytanii. Pomimo osłabienia funta o 14 proc. na skutek brexitowych zawirowań eksport znad Tamizy nie wystrzelił. Dlaczego?
Teoria łącząca osłabienie waluty z impulsem dla eksportu czyni ukryte założenie, że lokalni producenci będą wyceniać swoje towary w lokalnej walucie. A często bywa tak, że stosują oni ceny z kraju docelowego, biorąc w ten sposób ryzyko kursowe na siebie. Trzymając się przykładu z gwoźdźmi: jeśli polski producent sprzedaje paczkę za 10 euro, to raz wymieni je na 43 zł, a raz na 39 zł, ale z punktu widzenia kraju docelowego gwoździe kosztują tyle samo. Zmiana kursu nie tworzy zachęty, aby kupować więcej.
Wycenianie w walucie kraju docelowego wpływa na tzw. efekt przeniesienia. To wskaźnik, który pokazuje relację między zmianą kursu waluty krajowej a cenami towarów i usług. Gdyby każda zmiana kursu powodowała proporcjonalną i natychmiastową zmianę cen, wskaźnik ten powinien wynosić 1.
Tymczasem to się rzadko zdarza i – co więcej – im bardziej zglobalizowana staje się gospodarka, tym wskaźnik ten przyjmuje mniejszą wartość. Jak pokazali Patrice Ollivaud, Elena Rusticelli oraz Cyrille Schwellnus z OECD (zrzeszającego zamożne państwa), w 9 z 11 badanych przez nich krajów efekt ten był silniejszy w latach 1970–1992 niż między 1993 a 2014 r.
Na efekt przeniesienia wpływ ma również polityka banków centralnych. Jeśli firmy w danym kraju spodziewają się powolnego i stabilnego wzrostu cen na przestrzeni jakiegoś czasu, to nie czują potrzeby nagłego podnoszenia cen. Wiedzą, że obecne różnice mogą odbić sobie w przyszłości.
Znaczenie efektu przeniesienia maleje także w Polsce. Bada to Narodowy Bank Polski i opisuje w cyklicznym raporcie o mechanizmach transmisji polityki pieniężnej. O ile w 2008 r. wskaźnik ten wyniósł 0,21, o tyle w 2015 r. było to 0,07. Co więcej, autorzy tego samego raportu wyliczyli też wpływ kursu na samą wielkość importu i eksportu. Okazuje się, że jest to jeden z najmniej liczących się czynników. Zmiana wolumenu importu tylko w 6 proc. wynika ze zmian kursu, w przypadku eksportu jest to 7,8 proc. Dla porównania: jeszcze przed wejściem Polski do UE zmiana wielkości eksportu aż w 30 proc. wywoływana była przez zmianę kursu.
Dziś i w imporcie, i w eksporcie najważniejsze są tzw. czynniki zewnętrzne. Przy czym w eksporcie dominują, bo odpowiadają za ponad 68 proc. zmiany. NBP tłumaczy to coraz większym znaczeniem globalnych łańcuchów wartości dla polskiej gospodarki. Pojęcie to odzwierciedla fakt, że wytworzenie każdego produktu to proces etapowy: najpierw trzeba go zaprojektować, potem sprowadzić surowce, stworzyć z nich półfabrykat, z którego dopiero powstaje finalny produkt. Na każdym etapie tego łańcucha do finalnego produktu dodawany jest jakiś ułamek jego wartości. Słowo „globalne” oddaje to, że mogą się one odbywać w różnych częściach globu.
Dlaczego jest to ważne z punktu widzenia rozważań o wpływie kursu na handel zagraniczny? Bo żeby wyeksportować półfabrykat, zakład produkcyjny musi często najpierw zaimportować surowiec. W ten sposób efekty kursowe – tańsza waluta to silniejszy eksport, słabszy import – niejako się niwelują.
W takiej układance kurs walutowy przestaje być istotny. – Jeśli to, co się u nas produkuje, jest wmontowane w globalny łańcuch wartości, to ceny przestają odgrywać znaczącą rolę dla wolumenów eksportu i importu – mówi prof. Robert Kelm z Uniwersytetu Łódzkiego.
Jak dodaje, znaczenie kursu dla wymiany zagranicznej maleje również przez to, że jeśli dana firma ulokowała w Polsce zakład, to będzie realizować dany etap produkcji w Polsce bez względu na siłę złotego. Kolejny czynnik: konsumenci czasami wybierają produkty droższe, ale lepsze – takich klientów perspektywa tańszych towarów z innego kraju nie skusi.
Mówiąc o zależności wymiany handlowej od kursu, należy również pamiętać o dodatkowej sprawie: dany kraj większość eksportu może rozliczać w jednej walucie, a większość importu w innej. Tak jest w Polsce, gdzie surowce energetyczne i import z Azji rozliczamy w dolarach, ale nasze towary trafiają najczęściej do UE, więc otrzymujemy za nie euro. – Dlatego z naszego punktu widzenia najkorzystniejsza jest sytuacja, w której złotówka jest słaba wobec euro, ale silna wobec dolara – mówi dr Piotr Maszczyk ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Rozluźnienie relacji między kursem waluty a wymianą handlową nie pozostaje bez wpływu na sposób, w jaki tłumaczymy zjawiska gospodarcze. Prof. Kelm na podstawie swoich badań stawia tezę, że znaczące osłabienie złotego na przełomie 2008 i 2009 r. niekoniecznie pozwoliło naszej gospodarce pozostać zieloną wyspą (zazwyczaj to, że Polska przeszła przez kryzys suchą stopą, tłumaczy się ówczesnym wzrostem eksportu). Prawdą jest, że korzystne saldo handlu zagranicznego uratowało nam wtedy gospodarczy wzrost, ale nie było ono wywołane bezpośrednio osłabieniem złotego. – Widać to w kształtowaniu się relacji eksportu do popytu zagranicznego. Gdy złoty się osłabił, relacja eksport – popyt rzeczywiście lekko wzrosła, ale ta zmiana była minimalna. Co oznacza, że wpływ kursu walutowego był, ale słabiutki – mówi prof. Kelm.
Relacja między kursem waluty a poziomem wymiany handlowej jest ważna, ponieważ od jej charakteru zależy odpowiedź na wiele makroekonomicznych pytań. Czy faktycznie Grekom pomógłby bardziej powrót do drachmy kilka lat temu (tania drachma miała wspomóc grecki eksport i szybciej postawić na nogi gospodarkę)? Na ile niemieckiej gospodarce faktycznie pomaga euro (gdyby Niemcy zostały przy marce, ta byłaby droga, zniechęcając do kupna niemieckich towarów)? Ta relacja jest ważna również przez wzgląd na naszą rodzimą dyskusję o wprowadzeniu euro (na ile pomaga naszej gospodarce posiadanie złotego).