75 mld zł ma na rachunkach resort finansów. Te pieniądze pożyczył na zapas, by zapewniać płynność w budżecie. I teraz za to płaci.
Poduszkę płynnościową MF buduje, sprzedając wcześniej obligacje, uzyskując środki z UE (których nie wydaje) albo zaciągając kredyty w międzynarodowych instytucjach finansowych. Większość to środki krajowe, czyli pieniądze pozyskane ze sprzedaży papierów dłużnych. Tyle że odsetki, jakie resort uzyskuje z lokat nadwyżek, nie pokrywają kosztów obsługi obligacji, które służą budowaniu poduszki.
– Utrzymywanie odpowiedniego poziomu płynności powoduje powstanie kosztu wynikającego z wyższych rentowności sprzedawanych skarbowych papierów wartościowych w stosunku do osiąganych dochodów z krótkoterminowych lokat –przyznaje biuro prasowe MF.
Jak duże koszty? Swoje wyliczenia przedstawiła NIK przy okazji recenzowania wykonania budżetu za 2016 r. W 2015 r. średni poziom rezerwy płynnościowej budżetu (bez środków UE) wynosił 32,1 mld zł. Kontrolerzy obliczyli, że sam szacowany koszt utrzymania części złotowej zaskórniaków w 2016 r. to ok. 72 mln zł rocznie. O tyle więcej trzeba było zapłacić z tytułu obsługi obligacji sprzedanych po to, by go zbudować, od zysków z lokat, na które trafiły. Izba założyła, że MF budowało poduszkę, sprzedając obligacje dwuletnie o rentowności ok. 1,8 proc., a średnie oprocentowanie depozytów w NBP i BGK (tam lokowane są nadwyżki) wynosiło odpowiednio 1,01 proc. i 1,31 proc.
Przyjmując tok rozumowania NIK – w tym roku koszt może być większy, bo też i poduszka płynnościowa wzrosła. Jeśli w 2016 r. MF miało do dyspozycji średnio 49,3 mld zł miesięcznie, to w tym jest to ok. 75 mld zł, licząc razem ze środkami UE. Główny powód to bardzo dobra sytuacja w budżecie. Po ośmiu miesiącach było w nim prawie 5 mld zł nadwyżki zamiast 28 mld zł deficytu. Jak pisaliśmy we wtorek, nadwyżka utrzymała się również w kolejnym miesiącu.
MF uważa, że per saldo utrzymywanie poduszki płynnościowej się opłaca. Wskazuje, że od maja ograniczyło podaż obligacji, a cztery aukcje (dwie w lipcu, po jednej w sierpniu i we wrześniu) zostały odwołane. A mniejsza podaż to niższa rentowność obligacji i mniejszy koszt ich obsługi. Wszystko dzięki dużym zasobom gotówki.
– Szacujemy, że łączny efekt finansowy utrzymywania poduszki płynności, uwzględniający bezpośredni koszt oraz pośrednią oszczędność możliwą dzięki niższym rentownościom emitowanych obligacji, jest jednoznacznie pozytywny dla budżetu – stwierdza MF. I rzeczywiście, rentowność od mniej więcej maja spada. Ale średnio w całym roku jest wyższa niż w 2016 r. W przypadku obligacji dwuletnich – czyli tych, które NIK wzięła do swoich wyliczeń – średnia rentowność to 1,95 proc.